„Drosty” rosną na drzewach

Ci, którzy lubią starocie we wnętrzu, nie kupują mebli i dodatków, ale zdobywają je, polują na nie, walczą o nie. Jak człowiek pierwotny na obiad. Czasem to źródło niezłych anegdot…

Na grupach tematycznych Facebooku ludzie chwalą się swoimi kolekcjami, meblami złowionymi na śmietniku, szkłem kupionym na targach staroci, fajansem wylicytowanym w sieci, porcelaną odziedziczoną po Babci. Czasami opisują także, w jaki sposób te wyjątkowe przedmioty do nich trafiły. Te, o których marzyli i te, o których istnieniu nie mieli pojęcia, ale gdy je zobaczyli, od razu wiedzieli, że gdzieś tam w poprzednim życiu na pewno już raz mieli okazję je podziwiać.

Ostatnio jedna Pani wstawiła zdjęcie błękitnej owocarki z Ząbkowic projektu Eryki Trzewik-Drost (model ze zdjęcia). Okazało się, że szkło trafiło do niej w dość nietypowy sposób. Wypatrzyła je z okna mieszkania na drugim piętrze, zakleszczone pomiędzy gałęziami drzewa. Długo mu się przyglądała aż w końcu podjęła próbę jego zdjęcia. Udało się, a owocarka okazała się nie tylko odporna na zimowo-wiosenne zmiany pogody, ale także na upadek ze sporej wysokości. Cudowne odnalezienie? To jeszcze nic. Przytoczę inną historię.

Krystyna Łuczak-Surówka opowiedziała mi kiedyś, jak trafiły do niej „Muszelki”, zaprojektowane przez Teresę Kruszewską. Trzymającą w napięciu historię kupowania ikon ze sklejki opisała na swojej stronie DesignBy.pl.

Jedne z najpiękniejszych polskich krzeseł spędziły pół roku w warsztacie u pewnego stolarza. Tam zastała je historyk designu, która dostała wcześniej cynk od innej osoby. Okazało się jednak, że krzesełka wpadły już w oko pewnej klientce, która chciała je kupić i zlecić obcięcie im nóg, aby pasowały do dziecięcego pokoju. Stolarza nie przekonały argumenty, że taki skarb polskiego wzornictwa trzeba za wszelką cenę ratować, jednak ostatecznie „Muszelki” udało się kupić.

“Przywiozłam „Muszelki” do domu. Około godziny zajęło mi wyjście ze stanu euforycznego zawieszenia w czasie. Siedziałam raz na jednej, raz na drugiej, potem na trzeciej, na czwartej i z powrotem… Czas się zatrzymał. Byłam tylko ja i one. Cztery „Muszelki”. Mój cud. Musiałam nacieszyć się nim sama, zanim podam dalej radosne wieści o zdobyczy” – pisze Krystyna, po czym opowiada jak zawiozła dwie z nich niespodziewającej się niczego Teresie Kruszewskiej (resztę przeczytajcie sami). Stan euforycznego zawieszenia w czasie doskonale rozumiem. Też tak mam przy niektórych rzeczach – patrzę, głaszczę, klęczę przed meblami na podłodze.

A tymczasem wróćmy do Facebooka. Po owocarce jedną z grup zelektryzowała wieść, że można kupić lampkę projektu Apolinarego Gałeckiego (?) za symboliczną złotówkę, jak niegdyś telefon u operatora. Takie okazje zdarzają się na skupach złomu, gdzie trafiają najdziwniejsze rzeczy. Znalazca lampki planuje ją samodzielnie odnowić, a jak widać na przykładzie innych jego projektów (SlowRider@rt) ma bardzo kreatywne podejście do nikomu już niepotrzebnych rzeczy. Oczywiście nie mogłam się oprzeć, żeby zdjęcia lampki tutaj nie umieścić.

Upolowaliście coś kiedyś tak, że myśleliście, że to Przeznaczenie? 😉