Coraz więcej ludzi rozgląda się po strychach i piwnicach w poszukiwaniu perełek powojennego wzornictwa. A jeśli znaleziony mebel to nieoszlifowany diament? To trzeba włożyć w niego trochę pracy.
Wiele osób bierze się ostatnio za niedoceniane wcześniej niskie komody, zwane także sideboardami. Czasem wystarczy odświeżyć lakier, a czasem zniszczenia są na tyle duże, że warto sięgnąć po farbę. Zresztą nie brakuje skandynawskich komód malowanych w geometryczne wzory.
Właściciele dzisiejszego mebla – Marta i Damian Górscy – od dawna szukali konkretnie tego modelu. W końcu udało się znaleźć komodę na jednym z portali aukcyjnych. Potem wylądowała na kilka miesięcy w garażu.
Metamorfoza zaczęła się od demontażu nóżek, czyszczenia, szlifowania, ponownego montażu i klejenia. W dalszej kolejności trzeba było zmatowić wysoki połysk, który jest nieodłącznym elementem tego modelu. W ruch poszła również opalarka. Następnie było szpachlowanie i ponowne szlifowanie.
Dobór koloru nie był prosty, ponieważ komoda miała stanąć na tle białej ściany, więc właściciele nie chcieli malować jej na biało. Dokonali odważnego wyboru: postanowili pomalować komodę na czarno. Z powodu uszkodzenia drzwiczek, zdecydowali się je całkowicie wyeliminować całkowicie. Drzwiczki w lepszym stanie zostały zamienione miejscami, co wiązało się ze zmianą otworów pod uchwyty.
Po złożeniu przyszła pora na malowanie szuflad oraz wspomnianych drzwiczek, pewna była jedna rzecz: będą trójkąty! Właściciele nie chcieli wprowadzać pstrokatych kolorów, ponieważ komoda miała mieć raczej monochromatyczny, zatem trójkąty zostały pomalowane w odcienie szarości. Kolor dobierany był metodą prób i błędów. Udało się zostawić oryginalne elementy – kolor na drzwiczkach oraz uchwyty. Właściciele są zadowoleni z efektu.