Co dziś uważamy za eleganckie? Co stawiamy w witrynach w salonach, mając właściwie nieograniczony wybór? Dzięki pewnemu postowi na Facebooku, przypomniały mi się Dziewczyny do wzięcia. Kto nie widział, niech szybko nadrobi.
Na jednej z grup wnętrzarskich na Facebooku jej użytkowniczka zapytała, co ma wstawić za szyby kupionej właśnie witryny. Chyba najwięcej osób radziło, aby to były książki. Część jednak sugerowała alkohol czy, jak w minionej epoce w meblościankach – kieliszki, filiżanki. To uświadamia, że tak naprawdę nic się nie zmieniło – nadal mamy tendencję, aby stawiać za szybami, na widoku, rzeczy, których tak naprawdę nie używamy wcale lub używamy rzadko. Eksponowanie butelek z alkoholem przypomniało mi zaś scenę z krótkiego, lecz doskonale pokazującego pewne zjawisko społeczne (nie chcę psuć zabawy tym, którzy filmu nie widzieli) filmu Dziewczyny do wzięcia z 1972 roku w reżyserii Jana Kondratiuka. Wikipedia kategoryzuje ów film jako komedię, jednak według mnie jest to raczej tragikomedia. Pojawia się tam jednak spory wątek wnętrzarski, któremu warto się przyjrzeć.
Otóż bohaterowie, nie mając się w sumie gdzie podziać, trafiają do mieszkania znajomego jednego z nich. Ów znajomy pracuje jako kelner i najwyraźniej “wychodzi na swoje” (do takiego wniosku zresztą zgodnie dochodzą bohaterowie). W jego niewielkim mieszkaniu, składającym się z jednego pokoju, doskonale to zresztą widać. Stoją nowe, jeszcze nie podłączone telewizor i lodówka. Jest także pralka Frania, kredens – wszystkim dobrze znany tzw. byfyj, makaty na ścianach, kalendarz, obraz Matki Bożej, kwiaty doniczkowe, kryształ, serweta… Wnętrze jest schludne i uporządkowane (chyba udzielił mi się język bohaterów :)), ktoś mógłby nawet rzec, że nie brakuje tutaj kobiecej ręki, chociaż właściciel mieszkania jest akurat kawalerem. Zresztą zobaczcie sami:
Ale oto dlaczego ten film przypomniał mi się przy okazji dyskusji o najbardziej optymalnej zawartości witryny. Tutaj wprawdzie nie ma witryny, jednak jest alkohol, a raczej butelki po alkoholu stojące na szafie. Jak na profesję właściciela mieszkania, nie jest ich wcale dużo, ale co znamienne wypełnione są nie oryginalną zawartością, a kolorową wodą, aby ową zawartość udawać. Kiedy zaś bohaterowie orientują się, że to woda, bohaterka grana przez Ewę Szykulską stwierdza: “Ale wygląd ma bardzo elegancki, ludzie lubią, kiedy coś jest eleganckie”. Nikt z nią nie polemizuje.
A tutaj jeszcze tapczan i makaty:
Byfyj w całej okazałości i wydzielona zasłoną łazienka. To w gruncie rzeczy naprawdę przytulne wnętrze.
Nie mogło zabraknąć plakatu z roznegliżowanym kociakiem. To, podobnie jak wystawka alkoholi, powiew Zachodu. I nie chodzi o to, że to gniazdko kawalera – przecież kalendarze z golizną, reklamującą w latach 80. czy 90. niemal każdą branżę, od koparek po środki czystości, można było spotkać także w mieszkaniach rodzin.
Kiedyś przy okazji tematu CDT-u przywołałam inny film, w którym wprawdzie nie widzimy wnętrz mieszkalnych, ale za to jest ekspozycja sklepowa z meblami i dodatkami – Ósmy dzień tygodnia. Szkoda, że wypożyczono je wówczas na potrzeby produkcji, a Kowalski mógł jedynie obejść się smakiem. Gdyby było inaczej, my odziedziczylibyśmy więcej wzorniczych perełek. 😉