Jak zrobić biżuterię z ryby i dlaczego zydle to zły pomysł w mieszkaniu – tego i wiele innych rzeczy dowiedzieli się uczestnicy spotkania z Hanną Lachert, projektantką kultowych foteli “Muszla” i stolika “kawiarnianego”, które odbyło się podczas Wawa Design Festival przy okazji wystawy mebli Spółdzielni Artystów “Ład”.
W słoneczne popołudnie w industrialnym wnętrzu jednej z hal na Mińskiej wielbiciele dobrego powojennego designu obchodzili prawdziwe święto. Fundacja Sztuka Stosowana zaprosiła na spotkanie z Hanną Lachert, jedną z najbardziej rozpoznawanych projektantek Spółdzielni Artystów “Ład”.
Hanna Lachert w 1946 roku rozpoczęła studia na Wydziale Architektury Wnętrz na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, a w 1953 roku obroniła dyplom (zaprojektowała zestaw mebli dziecięcych) u prof. Jana Kurzątkowskiego. W sierpniu 1954 roku zaproszona została (do dziś nie wie, za sprawą czyjej rekomendacji) do zaprojektowania wnętrz w Pałacu Kultury i Nauki. Stworzyła więc niewielki zespół projektantów, którego zadaniem było stworzenie mebli dla zarządu Pałacu. Projekt został nagrodzony, jednak nigdy go nie zrealizowano.
Projektantka miała także krótką przygodę z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego, z którego została zwolniona po pół roku pracy… za namawianie współpracowników za opalanie na dachu w czasie upałów. Nigdy potem nie miała już stałej pracy, pozostała wolnym strzelcem.
Do Spółdzielni Artystów „Ład” Hanna Lachert została zaproszona przez swoich profesorów: Jana Kurzątkowskiego i Czesława Knothe i pracowała tam do jej rozwiązania, czyli do roku 1996. Projektowała meble, lampy, biżuterię. Dzięki znajomości rynku mogła także podpowiadać, co warto zaprojektować i wdrożyć do produkcji.
Kultowe krzesło Hanny Lachert zaprojektowane dla „Ładu” – “Muszla” – powstało dlatego, ze projektantka doszła do wniosku, że Spółdzielnia nie projektuje nic, na czym można wygodnie siedzieć. Stąd krzesło jest tapicerowane, a jego konstrukcja opiera się na wygiętej sklejce. Pomysł na kształt przyszedł projektantce, gdy złożyła kartkę papieru w taki sposób, że powstało siedzisko i oparcie.
Hanna Lachert nie przepadała za metalem oraz tworzywami sztucznymi – przy projektowaniu preferowała drewno. Oprócz pojedynczych mebli, tworzyła także wnętrza, m.in. sklepów Cepelii, sklepu Mody Polskiej przy ul. Kruczej (projekt wyjątkowo karkołomny, bo małe wnętrze musiało pomieścić wiele funkcji, ale za to potem sklepik był odwiedzany przez wycieczki z zakładów pracy, aby zobaczyły, że się da ;), meble do hotelu dla sportowców i do przychodni zdrowia w katowickim Spodku, wiele kawiarń, przychodni.
Projektowanie zaczynała od spotkania z pracownikami stolarni w Ładzie. Rozmawiała z nimi, sondując, czy to, co wymyśliła, da się wykonać, a gdy miała to już omówione, zabierała się za projektowanie. Wspomina, że ludzie pracujący w Spółdzielni byli jak rodzina.
Meble proj. Hanny Lachert zaprezentowane podczas wystawy „Co nam zostało z tamtych lat? – polska sztuka użytkowa 1956-1975,
która odbyła się w maju 2015 w Centrum Promocji Kultury Praga.
Źródło: Pinterest
Ważnym epizodem w karierze Hanny Lachert było projektowanie wnętrz na Osiedlu Młodych w Warszawie (budowane w latach 1957-75 na Grochowie), gdzie odważna koncepcja zakładała, że jedynie łazienka była wydzielona ścianami, a resztę ścian w mieszkaniu miały zastąpić meble. Te zaprojektowane okazały się jednak ostatecznie za drogie, aby mogły został wdrożone do produkcji.
Projektantka mówi dziś, że projektowała bardzo szybko, a wiele jej projektów szło jak woda, ale nie zobaczyła z tego tytułu ani grosza. – Gdybym dziś miała tyle robót, byłabym miliarderką i nie jeździłaby Punto, ale Porsche – żartowała na spotkaniu.
Mimo projektowania od podstaw wnętrz sklepów Cepelii, przyznaje, że to nie jej stylistyka. – Nie przepadałam za ludowością we wnętrzach. Ludowość jest agresywna, a ja lubię spokój. Człowiek przychodzi do domu, chce posiedzieć i pośmiać się, a od zydla boli pupa… – tak skwitowała cepeliowskie projekty siedzisk.
Obecni na spotkaniu w Soho Factory przekonali się nie tylko o poczuciu humoru i pogodzie ducha Hanny Lachert, ale także o jej ogromnej kreatywności. Otóż, gdy nie miała akurat nic do zaprojektowania, eksperymentowała. W piwnicy robiła mozaiki. W metalową ramę obsadzona była tafla szkła, na której przyklejała kwadraciki 1,5 na 1,5 cm, wycięte z papieru kolorowego. Całość zalewana była chemolakiem. Mozaiki można było kupić w Desie i cieszyły się zainteresowaniem klientów. Ale to jeszcze nic przy “biżuterii z dorsza”…
Otóż pewnego razu, gdy projektantka gotowała dorsza, pomyślała, że jej szkielet można wykorzystać. Oczyściła go więc, rozdzieliła części, pofarbowała i nawlekła tak, że tworzył naszyjnik. Stałą dostawę rybich szkieletów zapewniała restauracja Paradis, do której Pani Hanna się zgłosiła, nie mówiąc naturalnie, że rybie resztki nie posłużą do konsumpcji. Po przewiezieniu kręgosłupów tramwajem do mieszkania mamy projektantki i ugotowaniu ich w kotle do gotowania bielizny, rybę dostawały okoliczne koty, a z ości powstawała biżuteria, którą można było kupić w sklepie “Ładu”. Ciekawe, czy jej nabywcy domyślali się, z czego jest zrobiona… 😉
– Należy lubić swój zawód, z sercem podchodzić do tego, co się robi, rozglądać się dookoła, pytać ludzi, co by chcieli – taką receptę na sukces w zawodzie projektanta ma, wciąż przygodnie projektująca, Hanna Lachert, która dodała także: – To były okropne czasy, ale wesołe. Teraz jest smutniej.
Zobacz wystawę mebli Spółdzielni Artystów “Ład” na Wawa Design Festival