To kolejna marka na rynku, której twórcy sięgnęli do archiwów, by wskrzesić najlepsze rodzime projekty sprzed kilku dekad. Na pierwszy ogień poszło krzesło Edmunda Homy. Co będzie następne? Postanowiłam się tego dowiedzieć u źródła…
O POLITURZE zainteresowani tematem polskiego wzornictwa usłyszeli przy okazji ostatnich targów IMM Cologne 2016 w Kolonii, gdzie miała miejsce premiera krzesła H106 wspomnianego już Edmunda Homy. Tymczasem to dopiero początek, bo twórcy firmy – Michał Szarko i Przybyrad Paszyn – postawili sobie za cel promocję polskiego wzornictwa przemysłowego lat 50., 60. i 70. XX wieku i wprowadzenie do produkcji kolejnych zapomnianych mebli.
Michał Szarko
Założyciele polsko-niemieckiej spółki, powołanej w 2013 roku, urodzili się w Szczecinie i są przyjaciółmi z jednej licealnej ławki. W czasie studiów ich drogi się rozeszły, jednak pozostali w kontakcie. Michał wyjechał na studia do Niemiec, został politologiem, specjalistą z dziedziny marketingu i komunikacji społecznej. W Szczecinie nie znalazł pracy marzeń, więc wrócił do Berlina, gdzie pracował w branży eventowej. Przybyrad studiował politologię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, a po trzech latach rozpoczął także drugi kierunek – historię. Po wielu praktykach i wolontariatach trafił do pracy w urzędzie.
Przybyrad Paszyn
Żaden z nich nie był do końca zadowolony ze swojego miejsca pracy ani drogi zawodowej. Michał, mieszkając w Berlinie, spostrzegł, jak dużym zainteresowaniem cieszą się tam powojenne meble skandynawskie. Wspólnie zaczęli zastanawiać się nad polskimi meblami z tego okresu. Przybyrad, który zorientował się, że nie raz miał z nimi styczność w różnych mieszkaniach podczas studiów, z zacięciem historyka-archiwisty zaczął szukać o nich informacji. – Zgłębiając temat, zacząłem dostrzegać pewne cechy wspólne polskich i skandynawskich mebli i jednocześnie ich odmienność. W przeciwieństwie do skandynawskich odpowiedników, polskie meble były niemal całkowicie anonimowe – mówi.
Tak Michał i Przybyrad wciągnęli się w temat. Wpadli na pomysł odnowienia pierwszego w życiu krzesła. – Gruba warstwa szelaku, tzw. wysoki połysk, tak popularny w wielkopolskim Swarzędzu, dał nam ostro w kość, jednak się nie poddaliśmy. Metodą prób i błędów, zasięgając opinii znajomych stolarzy, domowych majsterkowiczów i internetu, odnowiliśmy pierwsze krzesło, następnie fotel – wspomina Przybyrad. – Z każdą sztuką mebla poprawialiśmy swój warsztat, jednak ta zabawa pochłaniała pieniądze, więc postanowiliśmy sprawdzić, czy ktoś się skusi na efekt naszej pracy. A chyba przede wszystkim, jaka będzie reakcja na nasze meble w Berlinie – dodaje.
Zainteresowanie przekroczyło oczekiwania założycieli POLITURY. Zarobione pieniądze zainwestowali w profesjonalnego tapicera. – Sprzedając meble, opowiadaliśmy ludziom, dlaczego polskie fotele są takie niskie, wąskie, opowiadaliśmy o sytuacji mieszkaniowej w latach 60-tych. Sprawiało nam to ogromną satysfakcję. Pojawiały się następne pytania, klienci byli dociekliwi, a my chcieliśmy za każdym razem udzielić możliwie dużo informacji o sprzedawanym meblu. Zajmowało nam to większość wolnego czasu. Postanowiliśmy obaj zaryzykować i zrezygnować z pracy, jaką dotychczas wykonywaliśmy – mówi Przybyrad. Tak właśnie powstała POLITURA. To idealna nazwa, bo znaczenie tego słowa jest takie samo w Polsce i w Niemczech.
Właściciele nowej firmy postawili sobie za cel zbieranie informacji o polskim przemyśle meblarskim i przekazywanie tejże wiedzy zagranicznym klientom. Idea ta zrodziła się z obserwacji, że Polska lat 50-70 jest „czarną dziurą” w świadomości ludzi z Zachodu. Okazało się, że wiele osób było zaskoczonych dowiadując się, że Polska jest jednym z największych producentów mebli na świecie. – Ta pozycja musiała z czegoś wynikać. W okresie komunizmu następował częściowy podział pracy między poszczególnymi krajami RWPG. Polska była „odpowiedzialna” za przemysł meblowy. Byliśmy jednym z największych dostawców mebli na rynki krajów socjalistycznych, ale także liderem produkcji zachodnich mebli. Eksportowaliśmy na zachód najwięcej mebli z krajów bloku socjalistycznego – tłumaczy Przybyrad.
Założyciele POLITURY chcieli zaprezentować Polskę nie tylko jako kraj, w którym produkowało się meble, ale także jako miejsce, gdzie się je projektowało i to zadanie okazało się najtrudniejsze.
Podczas gdy w krajach zachodnich rozwinęło się wzornictwo przemysłowe, twórcy często posiadali własne warsztaty, wykładali na uczelniach, w Polsce pojęcie wzornictwa przemysłowego dopiero się rodziło. Niewiele fabryk decydowało się na tworzenie komórek projektowych. – Wprawdzie słynne Zjednoczenie Przemysłu Meblarskiego stworzyło swój ośrodek doświadczalny, ale mimo to autor mebli ginął gdzieś w statystykach, przepadał w wykonywanych normach. Mówiono, pisano o mieszkalnictwie, wzornictwie, jednak system już na samym etapie produkcji zapominał o projektancie, a mebel otrzymywał jedynie suchy numer – mówi Przybyrad.
Do świadomości ogółu udało się przebić tylko tym twórcom, którzy wykładali na uczelniach lub związani byli z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego. Była to elita, jednak meble tej elity, poza nielicznymi wyjątkami, nie trafiały do masowej produkcji i polskich mieszkań. Ciągle nieznanym pozostawał tzw. przemysł terenowy, z którego wychodziła większość produkcji meblarskiej. Ci twórcy najbardziej interesowali założycieli POLITURY, bo to właśnie z ich meblami mieli styczność.
– Rozpoczęło się żmudne przeszukiwanie archiwaliów, pisanie do bibliotek, urzędów, przeglądanie zdjęć z epoki, czasopism. Udało nam się połączyć sporą część mebli z ich twórcami. Z tą wiedzą rozpoczęło się docieranie do samych projektantów i ich rodzin. Zaczęliśmy zadawać pytania, jak to było, jak wyglądała praca, chcieliśmy wiedzieć więcej i więcej. Pojawił się pomysł, by niektóre z tych mebli ożywić na nowo – mówi Przybyrad.
Pierwszym wybranym projektantem był prof. Edmund Homa. – Uznaliśmy, że ten żyjący jeszcze projektant zasługuje na szczególną uwagę. Stanowi kwintesencję projektowania w tamtym okresie. Był absolwentem ASP, wtedy Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych i projektantem pracującym w przemyśle terenowym, skąd wychodziły meble do Polskich mieszkań. Pracował w końcu na uczelni jako dydaktyk, kształcący następne pokolenia projektantów, ale także jako teoretyk. Jego praca była na tyle doceniona przez system, że otrzymał możliwość wyjazdu na krótkie stypendium do mekki meblarstwa – Danii.
– Długie rozmowy z prof. Edmundem Homą uświadomiły nam, że projektował on meble, mając określoną wizję i filozofię. Jest więc postacią wybitną, której nie możemy się wstydzić. Właściwie hańbą jest to, że przez tyle lat był zapomniany jako polski projektant mebli – mówi Przybyrad, dodając, że jemu i Michałowi sprawiło niezwykłą radość to, że prof. Homie spodobała się ich inicjatywa poszukiwania polskich projektantów i reanimowania starych wzorów.
Mogli spełnić marzenie profesora i wprowadzić do produkcji jego ukochane krzesło – projekt, który został odrzucony przez komisję Zjednoczenia Przemysłu Meblarskiego jako mebel nierealny do wykonania. Okazuje się, że użyto do tego dość wątłych merytorycznie argumentów, które do dziś przeżywa profesor. Jeden z członków komisji stwierdził, że ułożenie poziome szczeblin oparcia będzie przy wstawaniu funkcjonariuszy mundurowych obrywać guziki w płaszczach.
Twórcy POLITURY mają w planach zaprezentowanie całej kolekcji mebli prof. Homy. Zakończyli także rozmowy z kilkoma innymi projektantami, a meble jednego z nich zaprezentują jeszcze w tym roku. Będą to dwa modele, które nie weszły do masowej produkcji, trzeci model będzie zaś wznowieniem fotela, który był produkowany na szeroką skalę i można go do dziś znaleźć w polskich mieszkaniach.
Na razie firmę tworzą jedynie jej założyciele, którzy jeżdżą pomiędzy Berlinem a Poznaniem. Sklep stacjonarny znajduje się w Berlinie na Schillerpromenade 14, w pobliżu zamkniętego lotniska Tempelhof, pracownia – w Poznaniu, a współpracujący z POLITURĄ stolarze i tapicerzy rozsiani się po Wielkopolsce i województwie zachodniopomorskim. W planach jest powiększenie ekipy o przynajmniej dwie nowe osoby, bo zgłębianie tajemnic polskiego meblarstwa i prezentowanie go na imprezach branżowych okazuje się być czasochłonne.