Wczoraj w Domotece miało miejsce otwarcie wystawy mebli i obiektów, zaprojektowanych przez Oskara Ziętę. Wydarzeniu towarzyszyły wykłady, a o swoich meblach opowiadał sam projektant.
Aż trudno w to uwierzyć, ale stołek PLOPP ma już 10 lat. Z tej okazji w warszawskiej Domotece została otwarta wystawa „Alfabet projektowania Oskara Zięty”, którą można oglądać na dwóch poziomach centrum do końca maja.
PLOPP to Polski ludowy obiekt pompowany powietrzem. Ten nietypowy trójnożny stołek wygląda jak pompowana zabawka, z której zaczęło uchodzić powietrze. Wytwarzany jest w technologii FIDU, czyli formowania płatów stali pod ciśnieniem wewnętrznym. Każdy stołek powstaje z połączenia ze sobą dwóch cienkich, zespawanych na krawędziach kawałków blachy, które powoli nabierają kształtu. To ni mebel ni rzeźba i ma coś wspólnego z polskim szkłem z lat 70. Ręcznie dmuchane i umieszczane w drewnianych formach szklane bańki, z których potem powstawały wazony czy dzbany, były produkowane seryjnie, a jednak nie było dwóch takich samych egzemplarzy. Podobnie jest z Plopp’em – nie wiadomo, jaki ostatecznie kształt przybierze dany egzemplarz, chociaż proces produkcji jest zawsze taki sami.
PLOPP w liczbach? Powstał w 2007 roku, udźwignie 2 auta osobowe, znajduje się w 10 muzeach, 10 lat temu otrzymał Red Dota, waży 3 kg, miał 555 prototypowych wersji, można go spotkać na 6 kontynentach, 1 napompowany Plopp równy jest 250 płaskim, pierwsze zamówienie liczyło 500 sztuk, produkcja jednego Plopp’a trwa 2 godziny, wyprodukowane 200 000 Plopp’ów, jest dostępny w 5 rozmiarach i 10 kolorach, potrzeba 8 barów, aby nadmuchać Plopp’a.
Otwarciu wystawy towarzyszyły m.in. trzy wykłady. Krystyna Łuczak-Surówka w fascynujący sposób opowiedziała słuchaczom o cechach, jakie, jej zdaniem, mają ikony designu. Igor Gałązkiewicz podjął temat projektowania doświadczeń w architekturze wnętrz na podstawie wnętrz sklepów czołowych światowych marek, a także ich komunikacji – bardzo często mającej niewiele wspólnego z produktem lub usługą, z którymi dana marka jest kojarzona.
Przemo Łukasik mówił o ponadczasowości w architekturze, dowcipkując trochę o tym, na co porywają się architekci, aby stać się nieśmiertelnymi. Wspomniał także projekty, tworzone przez studio projektowe medusagroup, którego jest współzałożycielem. Było więc o stoliku, który właściwie jest blatem i, aby go używać potrzebne są dwie osoby, siedzące na przeciwko siebie, szkole przyszłości na warszawskim Wilanowie, nowoczesnej kapliczce. Przemo Łukasik, silnie związany ze Śląskiem, wspomniał także projekt “Klopsztanga” (co w gwarze śląskiej znaczy „trzepak”). Nie tylko Ślązacy pamiętają, że trzepaki nie służyły jedynie do trzepania dywanów, ale były miejscem spotkań, integrującym społeczność lokalną. Kiedyś głuchy dźwięk trzepanego dywanu oznajmiał, że zaczyna się weekend, dzisiaj trzepaki znikają, bo wygryzły je odkurzacze, a zastąpiły place zabaw. Chyba zwrócę teraz baczniejszą uwagę na ostatnie trzepaki.